Jeden wielki paradoks.
Z jednej strony owładnięci przez wizję perfekcyjnego
wyglądu, szczupłej sylwetki i ciągłego odchudzania się, z drugiej mający
problem z coraz większymi cyferkami jakie pokazuje waga. Tacy jesteśmy my,
współcześni ludzie. Nie dałoby się znaleźć złotego środka? Jasne, że tak. Ale
jak wiadomo, nie jest to takie proste.
Tym razem na tapetę idzie otyłość, z racji Światowego Dnia
Walki z Otyłością obchodzonego właśnie 24 października.
Trzeba sobie jasno powiedzieć: problem otyłości, podobnie
jak inne zaburzenia odżywiania to w przede wszystkim problem psychiczny. I
zmiana stanu rzeczy – w tym przypadku utrata zbędnych kilogramów nie jest tylko
kwestią diety, ale w pierwszej kolejności zmiany myślenia, nastawienia,
uwierzenia w swój sukces i zmiany nawyków, w taki sposób, żeby wprowadzone
zmiany były trwałe.
No i oczywiście wiary we własne możliwości.
Każdy problem z nadmierną wagą to złożona historia, na którą
składają się czynniki psychologiczne, w pewnym stopniu uwarunkowania
genetyczne, również co ciekawe to, w jaki sposób odżywiały się nasze mamy będąc
z nami w ciąży (o tym jeszcze kiedyś szerzej), no i oczywiście STYL ŻYCIA.
Skoro jednak coraz więcej mówi się o zagrożeniach jakie
niesie ze sobą nadwaga i otyłość, to dlaczego dotyka to coraz większej liczby
osób (w Europie nadwagę ma 30-70% społeczeństwa, otyłość 10-30%; w Polsce z kolei nadwaga i otyłość dotyczą
ponad 65% kobiet i mężczyzn w średnim wieku!)?
Powodów dużo, zebrałam kilka z nich. Za to zmiany na ich
podstawie można wprowadzić praktycznie od razu:
- Nieregularne
posiłki: nie mamy czasu, kiedy jesteśmy głodni, jemy coś w biegu. I to coś zazwyczaj
jest przetworzone, kaloryczne i nazywa się fast food. Wrzucamy w siebie coś
takiego i nawet jeżeli się najemy, to nie dostarczamy do swojego organizmu nic
przydatnego poza dużą ilością soli, kalorii i tłuszczu. Nope.
Jak to naprawić? Wychodzisz na cały dzień i nie masz szansy na
obiad o normalnej godzinie? Zaplanuj sobie/przygotuj to, co weźmiesz ze sobą z
domu: sałatka robiona własnoręcznie nie jest wybitnie czasochłonna, w dodatku
zazwyczaj ma mniej soli i konserwantów niż taka kupiona w sklepie.
- Za dużo
zjedzonych kalorii: prawda brutalna, ale jeżeli chcemy schudnąć/nie przytyć
to podjadanie nie jest najlepszym pomysłem. Nie kontrolujemy wtedy zjedzonych
kalorii, a zjedzone oprócz tego normalne posiłki zwiększają jeszcze ich ilość.
Te podjadane też się przecież liczą! Efekt? Za dużo zjedzonych kalorii w stosunku
do tego ile ich wykorzystamy, to odłożone zapasy w boczkach.
Jak to naprawić? Jedz regularnie co mniej więcej 3 godziny, dzięki
temu unikniesz impulsywnego jedzenia czegokolwiek pod wpływem głodu. Zawsze
miej też pod ręką wodę i jakiś owoc – mimo, że jest bogaty w cukry, są one o
wiele korzystniejsze niż te zawarte w batonikach. Nie mówiąc już o mniejszej
liczbie kalorii.
- Brak śniadań: kiedy
wstajemy rano, w naszej krwi krąży bardzo niewiele cukru, bo większość z niego
została wykorzystana przez organizm przez noc do przemian metabolicznych.
Wydaje ci się, że jeżeli nie zjesz śniadania twój organizm zacznie korzystać z
zapasów? Nic bardziej mylnego. Nie dostając jedzenia po nocy, przestawi się na
tryb oszczędzania, a to co dostanie później, odłoży na gorsze czasy. W
boczkach. Dodatkowo głód, który prędzej czy później się pojawi, a wtedy nieopatrznie
możemy zjeść więcej (i w boczki). Błędne koło się zamyka.
Jak to naprawić? Jedz śniadania :D Jeżeli boli Cię wstawanie 5 min
wcześniej, to przygotuj sobie jedzenie wieczorem i włóż do lodówki. Albo lepiej
organizuj czas. Śpieszysz się? Weź śniadanie ze sobą i zjedz np. w drodze do
szkoły/pracy/uczelni, najlepiej do GODZINY po wstaniu.
- Mało ruchu: tu
w sumie nie ma co wypisywać mądrości, bo chyba wszyscy wiemy o co chodzi?
Jeżeli nie, to o zaletach aktywności fizycznej pisałam tutaj: (klik).
Jak to naprawić? Co jeżeli nie lubisz się ruszać? Staraj znaleźć
sobie jakąś dyscyplinę, która ci się podoba, sprawia ci radość – będziesz mieć
więcej motywacji, żeby to robić. Jak często? Jak zaczniesz od 3 treningów w
tygodniu, to już będzie dobrze. Optimum to 5x tydzień po ok. 30 min
umiarkowanej intensywności, albo 3x tydzień 20 min bardziej intensywnego ruchu.
- Rodzaj i ilość
picia: nie pijesz zbyt dużo bo nie masz ochoty, a jeżeli już to duże ilości
słodkich, gazowanych napojów, soków owocowych tylko z nazwy (bo ze składu, to
już mniej), ew. hektolitry kawy. To ostatnie uwielbiam i jeżeli mnie ktoś jej
pozbawi to niech uważa, ale staram się nie przesadzać z ilością J Co do innych
wymienionych: cukier, cukier i jeszcze raz cukier. Reszta już chyba zbędna.
Jak to naprawić? Najlepsza do picia jest woda, jeżeli 1,5 litra
wydaje wam się ilością nie do ogarnięcia, zajrzyjcie na challenge który kiedyś
zrobiłam (klik), powinno pomóc. Nie lubisz czystej wody? Pij herbatę - np. zieloną,
dodawaj do czystej wody plasterek pomarańczy albo cytryny. Soki? Tak, ale te
100% kupione lub nawet zrobione własnoręcznie. Przy czym należy pamiętać: mimo,
że bez dodatku cukru albo substancji słodzących w dalszym ciągu zawiera sporo
tego naturalnego pochodzącego z warzyw i owoców. Dlatego szklanka dziennie w
zupełności wystarczy.
To tyle ode mnie. Mam nadzieję,
że przydadzą Wam się te rady. A może macie jakieś swoje triki?
Korzystałam z:
Podziel się!

.jpg)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz